piątek, 20 marca 2015

Valladolid

Lubię Valladolid :) bardzo lubię Valladolid :)  To urocze, kolonialne miasteczko z kolorowymi domami. Spokojnie tu...
Byliśmy tutaj latem 2013. Fajnie jest widzieć tę samą kobietę sprzedającą tamales, to rodzaj gołąbków, w tym samym miejscu, co wtedy. Albo tego samego faceta na rogu, który robi tortas, czyli kanapki. Czasami fajnie jest wracać... na pewno fajnie jest wrócić do Valladolid :)














































Po południu wyruszamy do cenote Zaci, położonej zaledwie kilka przecznic od zocalo, czyli głównego placu. Cenote to rodzaj naturalnej studni krasowej, utworzonej w wapiennej skale, połączonej z zasobami wody gruntowej. Jest tu trochę turystów, jednak po obejściu cenote wychodzą. zostajemy prawie sami i wskakujemy do krystalicznie czystej, chłodnej, szmaragdowej wody. Kąpiel jest przyjemnie orzeźwiająca w tym upalnym dniu.










































Wieczorem spacerujemy po miasteczku, później w ogromnej jadłodajni przy zocalo, w której jest jakieś kilkanaście różnych knajpek zjadamy obiad- menu del dia za śmieszne pieniądze. Świeży sok z pomarańczy jest świetny!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz