piątek, 27 marca 2015

Comitan

Pobudka o 5.30, jest jeszcze ciemno i o 6.30 mamy colectivo do Ocosingo za 60 pesos/os. Jedziemy 2,5h malowniczą drogą przez wzgórza porośnięte selwą.  O 10 mamy chicken bus do Comitan za 100 pesos/os. Jedziemy ponad 3h, po drodze widzimy wypalane pola; tak jak mowi Cejrowski- robią to od wieków i komu to przeszkadza? Chyba tylko pseudonaukowcom :p Ludzie w tradycyjnych strojach uprawiają kamienistą ziemię tradycyjnymi narzędziami- kilofem i motyką.



























W Comitan jesteśmy ok. 14 i łatwo znajdujemy przyjemne hospedaje Montebello z ładnym, kolonialnym dziedzińcem i pokojem za 280 pesos. Zaraz ruszamy colectivo za 45 pesos/os. do Lagunas de Montebello, na skraju lasu deszczowego Lacandon. Znajduje się tu około 60 jeziorek o wspólnej nazwie Lagunas de Colores, których woda mieni się przeróżnymi barwami- od turkusowej i fioletowej do szmaragdowej i szarej. Tu kąpiemy się w jeziorze, woda jest ciepła jak latem w naszych jeziorach i jezioro oraz jego otoczenie wygląda też jak typowe polskie jezioro, co trochę mnie rozczarowuje.  Spędzamy tu godzinkę i wracamy do Comitan.



















W restauracji na Zocalo zjadamy obiad: ja costillas czyli pieczone żeberka (pycha!),  a Maciej - zestaw mięs i kiełbas, do tego oczywiście tacos, czyli płaskie, okrągłe placki z mąki kukurydzianej, blee! I acuacate, czyli avocado (lubię!) i fajitas, czyli maź z czarnej fasoli (ohyda, nie jadam!) Z wodą rachunek wynosi 167 pesos. Do tzw. kotleta przygrywają mariachi, czyli typowi meksykańscy muzycy w tradycyjnych strojach, niestety bez sombrerro :p A na Zocalo panuje atmosfera fiesty, mimo że to dziś czwartek. Ale Meksykanie tak mają :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz