sobota, 28 marca 2015

jedziemy do Gwatemali!

Pobudka o 5 rano, jest jeszcze ciemno, idziemy na colectivo, kupujemy boletos za 50 pesos/os. i przed 6 ruszamy w stronę granicy. Zajeżdżamy tam ok. 7,  idziemy do migracion, by otrzymać stempel wyjazdowy z Meksyku. Okazuje się,  że trzeba zapłacić 332 pesos/os. i że trzeba to zrobić w banku. W związku z tym, że bank jest kilka kilometrów stąd i o tej porze jeszcze zamknięty, urzędnik graniczny proponuje nam , że przyjmie należność w kiblu, bo tam nie ma kamer! :p Normalnie łapówka!!! Po szczęśliwym wstemplowaniu pieczątek taksówka za 10 pesos/os. jedziemy na stronę gwatemalską.  Tu za 20 pesos/os otrzymujemy pieczątkę i wkraczamy do Gwatemali. U granicznego cinkciarza wymieniamy jeszcze 100$ na quetzale (1 quetzal=50 gr), jak się później okazało po kiepskim kursie i otrzymujemy 700 quetzali. Bierzemy tuk-tuka za 5Q/os. i jedziemy przez Mesilla na terminal. Jeszcze nie wysiedliśmy, a już mieliśmy załatwiony autobus do Huehuetenango, bilet 20Q/os. Kupujemy śniadanie: pechuga de pollo con papas fritas za 12Q/porcję. I o 8 siedzimy już w chicken busie, gotowi do drogi. Pasażerowie wsiadają i wysiadają, wsiadają również uliczni, a raczej autobusowi sprzedawcy dóbr wszelakich do jedzenia- owoców,  chipsów,  napojów, bułek,  głośno krzyczą, zachwalając swój towar. Wsiada również żebrak, który skrzeczącym głosem śpiewa w kółko jedną pieśń. Strasznie tu biednie, liche chałupki i śmieci, mnóstwo śmieci.





























Do Huehuetenango przyjeżdżamy po 10 i natychmiast przesiadamy się na kolejny autobus, linii Velasquez, jednej z dwóch najważniejszych w kraju. Jedziemy nim ok 3h za 50Q/os. Niestety, nie ma w nim nawiewu i okna się nie otwierają. Jest duszno i gorąco.





Zajeżdżamy do Los Enquentros, gdzie czeka na nas następny chicken bus, tym razem taki żółty school bus, jaki znamy z amerykańskich filmów :)  Jedziemy nim za 5Q/os.  do Solola. Przesiadki są sprawne, kierowcy i ich pomocnicy (naganiacze/konduktorzy) mili i uprzejmi, pokazują nam, do jakiego autobusu wsiadać.  Chyba poszła wieść, że jedzie dwoje gringos i trzeba ich przetransportować:)

















Z Solola do Panajachel jedziemy za 3Q/os. kolejnym chicken busem, wypchanym po brzegi lokalsami. Folklor jest tu jeszcze większy niż w w Meksyku, faceci noszą kowbojskie kapelusze, a kobiety kolorowe, haftowane bluzki i spódnice.
I te autobusy! Stare, wysłużone, trzeszczące, z dziurawymi siedzeniami, ale jakże bajecznie kolorowe! Każdy inny, a jeden bardziej kolorowy od drugiego. Zwariowałam, po prostu zwariowałam na punkcie gwatemalskich autobusów! :)
No i tych kowbojów!

















I ostatni etap naszej podróży- lancha do San Pedro za 25Q/os. Łódka pędzi,  podskakując na falach, my podskakujemy na ławeczce. Po 30 minutach dobijamy do portu, znajdujemy hotel Peneleu, zgodnie z sugestiami Routarda (hotel to trochę za dużo powiedziane) i bierzemy pokój za 80Q/noc x 2 noclegi.
















Przed obiadem robimy przechadzkę po miasteczku, a potem idziemy na rybę,  danie kosztuje 35Q i jest przepyszne! W Gwatemali jemy najlepsze ryby w naszym życiu! :)
























Kupujemy jeszcze na jutro trek na wulkan San Pedro za 100Q/os. i  idziemy spać,  bo wstajemy o 5 rano i ruszamy na volcano. A dziś cały dzień w podróży....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz