poniedziałek, 25 lipca 2022

Treku pod K2 dzień drugi, Jhola, 3159 mnpm - Paju, 3383 mnpm

Dzień wstaje pochmurny i chłodny. Budzę się o 5.30. No ale jak to? Emeryci sypiają do 9/10! Po śniadaniu, o 7.25 wyruszamy w trasę. Idziemy doliną wzdłuż rzeki, a z obu stron piętrzą się szczyty. Maszerujemy przez piaski, po głazach, kamieniach i okrągłych otoczakach. Dziś mamy do przejścia 22 kilometry.





Prawie cały dzień wędrujemy głęboko wciętą doliną wzdłuż rzeki, ścieżka to wnosi się, to opada. Po drodze widoki na grupę Masherbrumów ponad doliną Xiangang.







Na szlaku trzeba pamiętać, że muły mają pierwszeństwo, trzeba zejść z drogi i je przepuścić.








Droga jest w porządku oprócz trzech miejsc, nie całkiem bezpiecznych. Jedno to przejście, a raczej przeskoki tuż nad wartkim nurtem rzeki, by przejść trzeba łapać wystające skałki. Drugie to przekroczenie rwącej rzeki po kamieniach, no moje nogi są zbyt krótkie na takie skoki, na szczęście porterzy pomagają i podtrzymują. I trzeci trudny moment to mostek składający się z trzech śliskich od wody drągów. Aaaaa! Znów pomoc porterów i krok po kroku udaje mi się przejść na drugą stronę. Pogoda trochę się poprawia, a po południu jest już całkiem przyjemna. Zjadamy lunch i ruszamy dalej. Całe przejście to 8h, ja mogę iść 6h, a potem robi się problem. I ostatni odcinek źle mi się idzie. Trafiamy nawet na korek mułów, gdzie dwie grupy liczące po kilkanaście zwierząt muszą się minąć na wąskiej ścieżce na stromym, piaszczystym zboczu. A my musimy czekać aż się miną.
 





















Maszerujemy szeroką doliną rzeki Braldu, po obu jej stronach wznoszą się wysokie góry o kamiennych zboczach. Pięknie tu....



















Tuż przed dotarciem do obozowiska napotkamy sporo strumieni spływających z lodowców na północ od naszego szlaku, które przekraczamy przy pomocy Sherpów.















Przychodzimy do obozowiska o 16, jestem wykończona, więc rzucam się w namiocie na karimaty i dwie godziny odpoczywam. Kolacja i zaczynamy dopominać się o obiecany generator, by podładować sprzęt. A obsługa zaczyna się wykręcać, że nie mają, że później, że jutro. Po kolacji przewodnik przyprowadza jakiegoś gościa i mówi, że przyprowadził dla nas kozę i za to mamy mu zapłacić 4000 Rps, czyli 20$. Jesteśmy zdziwieni i nie mamy zamiaru płacić. Okazuje się, że część tragarzy przyniosła już wszystko, co miała przynieść i wraca jutro do Askole. I trzeba im dać napiwek. I faktycznie za chwilę przychodzi jakiś mulnik, którego pierwszy raz na oczy widzimy i żąda napiwku. No nie. Bo zaraz pojawi się ktoś, kto przyniósł worek ryżu, za dwa dni ktoś, kto dostarczył makaron i tak codziennie? Idziemy spać o 21, ale długo nie mogę zasnąć. Jest mi twardo i niewygodnie.





Otwierają nam się pierwsze widoki na grupę Trango i Uli Biaho. W oddali pokaże nam się również jęzor ogromnego lodowca Baltoro.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz