No dobra, nową przygodę czas zacząć... Tym razem nie lecimy sami, lecimy z Agnieszką, miał być jeszcze Jerzy, ale nie dostał pakistańskiej wizy na czas. A wiza pakistańska to osobny problem, wcale nie tak łatwo ją dostać, sam formularz to kilkanaście stron do wypełnienia, a pytania.... oooh!

Wczoraj o 23.20 mamy flixbusa z Poznania do Berlina. W autokarze jest zimno od klimy i bardzo niewygodnie, więc nawet drzemać mi się nie udaje, za to Maciej śpi całą drogę.


Na Brandenburg zajeżdżamy o 2.30 i tachamy te nasze oklejone strechfolią plecaki, które wyglądają jak mumie, bo wszystkie paski mają schowane.

Check in otwierają ok 4, kolejką wolno się przesuwa i długo trwa ta procedura. Nic dziwnego, bo gdy docieramy do okienka okazuje się, że sprawdzają nie tylko paszporty, nie tylko certyfikat covidowy, ale również wizę do Pakistanu i pass track. Noo to Jurek jednak nie poleciałby nawet do Stambułu. Przechodzimy przez security i wylatuję na kontroli osobistej, gdyż w kieszeni mam kartę kredytową. Sprawdzają dosyć dokładnie również bagaż podręczny, ale tu nie udaje im się znaleźć camelbaga. Chwilę czekamy na gate i o 6.30 zaczyna się boarding.



Startujemy punktualnie, lecimy Airbusem 321-200. Miejsca mamy na samym końcu samolotu, po obu stronach przejścia. Nie można odchylić siedzeń do tyłu. Dostajemy jedzenie, wszystko zjadam, wypijam dwie kawy i zasypiam. Śpię całą drogę, budzi mnie ból w uszach przy podchodzeniu do lądowania.


Pomysł jest, żeby wyjść na miasto, gdyż mamy tu stopover 9 godzin. Przechodzimy więc przez kontrolę paszportową i wychodzimy na zewnątrz.





Tu znajduje się przystanek shuttle bus, którym jedziemy do centrum. Wysiadamy na ostatnim przystanku Askaray. Mamy plan, by zwiedzić Hagia Sofia, Blue Mosque, Suleymanye i obejrzeć hipodrom. Idziemy przez miasto, po drodze zaglądając do meczetu Lalai.









Przechodzimy przez największy bazar w Europie Kapalicarsi, który bardzo lubię i który zawsze mnie fascynuje.





W końcu docieramy do Hagia Sofia. Jednak jej nie zwiedzimy, gdyż kłębi się tu tłum turystów, stoją w długaśnej kolejce, która zdaje się w ogóle nie przesuwać. Przyczyną tego tłumu są nie tylko wakacje, ale fakt, że świątynię można od dwóch lat zwiedzać za darmo. No cóż, my możemy odpuścić, bo zwiedziliśmy ją już dwukrotnie, ostatnio w 2019, ale chcieliśmy ją pokazać Agnieszce, która w Stambule jest pierwszy raz w życiu.



Idziemy do Topkapi Pałace, ale tylko na pierwszy dziedziniec, gdzie jest wstęp darmowy.



Teraz kolej na Blue Mosque, gdzie musimy założyć długie spódnice i chusty na głowę. Meczet jest w remoncie, dokładnie jak to było trzy lata temu i na zewnątrz i wewnątrz.

Powoli zaczynamy wracać, teraz pora na obiad. W Duran Pide Kebab zamawiamy urfa kebab, jest smaczny, porcja wielka, do tego ayran, a na koniec turecką kawę.
Po drodze do autobusu oglądamy meczet Suleymanye, pięknie położony nad Złotym Rogiem.















Agnieszka strasznie się grzebie, ciągle robi zdjęcia, a my już nie mamy za dużo czasu. I gubimy się, nie znajdujemy naszego metra Askaray, skąd odchodzi autobus na lotnisko. Pytamy ludzi, nikt nic nie wie, albo nie rozumie po angielsku, albo dostajemy sprzeczne informacje. W końcu ktoś mówi, że mamy jechać jeden przystanek metrem. Schodzimy kilka poziomów w dół, w automacie próbujemy kupić bilet, ale instrukcja jest po turecku, więc prosimy o pomoc jakiegoś lokalsa. Idziemy na peron, a tu okazuje się, że to metro nie jedzie na Askaray. Ooops! Inny facet pomaga nam, jedziemy jeden przystanek i potem musimy się przesiąść na inną linię.


No ale wyszliśmy już z tego metra, tzn. z linii i nie mamy już biletu. Facet udostępnia nam swoją kartę, płacąc za nasz przejazd. Niebywałe. Wsiadamy do metra i na następnym przystanku jesteśmy w Askaray. Tu chodzimy w te i wewte i nie możemy znaleźć tego shuttle busa. Aż się cała spociłam od tego poszukiwania. Wreszcie jest, płacimy po 52 TL/os. i jedziemy na lotnisko. Zasypiam. Tu mamy niewiele ponad godzinę do odlotu, przechodzimy przez dwie kontrole bezpieczeństwa i jedną paszportową. Nasza gate jest na samym końcu lotniska, więc maszerujemy tam szybkim krokiem, by zdążyć. Udaje nam się, ufffff. No trochę stresu dziś było.... Boarding i wsiadamy do samolotu, to Airbus 330-200/300. Niestety, przede mną siedzi bardzo głośna dziewczynka. Chyba zwrócę uwagę jej mamie. Oj, każą nam założyć maseczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz