Wychodzimy z samolotu, odbieramy bagaże i okazuje się, że zdjęto folię, którą był owinięty plecak Macieja. Sprawdzamy, oglądamy, gdyż jest trochę rozbebeszony i znajdujemy jakieś dokumenty. Okazuje się, że zabrali nam power banki!!! No kurcze (żeby nie powiedzieć gorzej)!! Nie wiemy nic o tym, że nie można przewozić power banków w bagażu nadawanym. Pfffff. Jesteśmy wkurzeni na maxa. No ale chwilowo nic nie możemy zrobić. Przechodzimy kontrolę paszportową, sprawdzają nam wizy i aplikację pak track. Wychodzimy, a tu w hali przylotów tłumy ludzi. A jest 4 rano!








Czeka na nas Agnieszka z Mountain Challenger. Zabierze nas że swoim mężem samolotem do Skardu, ale później, bo dopiero o 10.30. Musimy czekać. Wzbudzamy spore zainteresowanie, niektórzy podchodzą do nas, by zrobić sobie selfie, hahaha.





Dostajemy kawę i zjadamy kanapki. Czekamy. Potem idziemy na ciastko i kawę i czekamy. Ale już niedługo.


Przechodzimy przez kontrolę bezpieczeństwa, również małą osobistą. Wsiadamy do samolotu, to Airbus A320-200, ma chyba ze 40 lat. Dostajemy śniadanko i zasypiam.




Lotnisko w Skardu jest małe i bardzo uzależnione od warunków pogodowych. Mamy szczęście.





Jedziemy do Point View Hotel and Huts, tu dostajemy duży domek, bierzemy prysznic i idziemy spać. Śpimy dwie godziny. W środku dnia! Ten odpoczynek był konieczny po tych dwóch zawalonych nocach w podróży.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz