Pobudka 6.30, śniadanie i wyjazd ok 8. Jedziemy dwoma jeepami do Askole, trasa 148 km i zabiera nam to cały dzień.





Początkowo jedziemy 70km na wschód asfaltową drogą, która potem przechodzi w drogę szutrową. Mijamy niewielkie wioski, jest dosyć dużo szkół, większość tu jest osobna dla chłopców i dziewcząt, chyba że wioska jest mała, wówczas tworzy się szkołę koedukacyjną. Nauczyciel w takiej wiejskiej szkole jest jeden i to do wszystkiego. I niekoniecznie jest on nauczycielem z wykształcenia. Zarabia ok. 18 000 Rps, czyli jakieś 90$.





Oczekując na przyjazd drugiego jeepa, z ciekawością obserwuję ludzi, zaglądam też do jednego z domostw, gdyż muszę skorzystać z toalety... Cóż, należy doceniać to, co mamy....







Po drodze zatrzymujemy się na kontrolę dokumentów i pozwoleń... zabiera to trochę czasu. Poznajemy tu Kazia, Polaka z Ameryki, który niedawno powrócił do Polski... podczas treku zaprzyjaźniamy się, dzieląc swoje doświadczenia i wrażenia.






Jedziemy przez dzikie wąwozy i małą przełęcz i dalej przez dolinę Shigar do Askole.









Jedziemy wzdłuż doliny Indusu, potem Braldo, górą, a rzeka wije się w dole, czasem tuż nad brzegiem. Czasem są przepaście, czasem musimy przekroczyć rzekę przez drewniany most, który trzęsie się na wszystkie strony, czasem przejeżdżamy rzeki w bród, trzęsie nami jak ulęgałkami.







Około 13 jemy lunch w przydrożnej restauracji Apo-eli-gon, gdzie jemy dwa rodzaje rąbanki z kurczaka, ryż, daal i naan. Oglądamy minerały znalezione w pobliskich górach i zjadamy malutkie morele, specjalność tego regionu. I jedziemy dalej.

W pewnym momencie dojeżdżamy do miejsca, gdzie trzeba wysiąść z jeepów, gdyż dalej nie ma drogi- została zarwana przez rwącą rzekę, która również zniszczyła most- zabrać plecaki i przejść kawałek tą szutrową drogą, potem ostro w górę i stromo w dół, przez drewniany mostek na rzece i wsiadamy do nowego jeepa. I znowu w bród przez rzeczki i przez drewniane mostki.











Tu panuje pozorny chaos i bałagan, jednak wszystko jest przemyślane i dobrze zorganizowane. Cała zawartość jeepów na plecach tragarzy zostaje przeniesiona na drugą stronę rzeki.













I widoki są piękne widać Bahurdas, 5810 mnpm.







Po 10h podróży przyjeżdżamy do Askole, gdzie jest spore obozowisko dla trekkerów, którzy jutro ruszą w góry. Tak jak my.




Idziemy zapoznać się z miejscową ludnością, ale szybko uciekamy, gdyż oni jeszcze bardziej chcą zapoznać się z nami.






Zjadamy zupę z kurczaka, myjemy zakurzone nogi i mościmy legowisko w namiocie. Potem czekamy na kolację. Po jedzeniu zbieramy się do spania, bo jutro pobudka o 6. Niestety, długo nie mogę zasnąć, udaje mi się dobrze po północy, może dopiero o drugiej. I śpi mi się fatalnie, ciągle się przebudzam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz