Odpoczywamy po wczorajszej wycieczce i covid party na statku. Czas płynie powoli, spokojnie, posiłki to wersja slow food, drinki też sączymy powoli. Siedzimy przy basenie, trochę pływamy, trochę czytamy.


Po południu stwierdzamy, że chyba trzeba zamówić auto na niedzielną wycieczkę do Kefalos. W recepcji mówią, że małego auta już nie ma, może będzie na poniedziałek. My jednak ostatni dzień chcemy spędzić relaksując się, a nie zwiedzając. Nie dość że nie ma auta, to jeszcze wypożyczenie podrożało - z 30€ na 35€! No tak bez powodu, bez uprzedzenia?? Chyba zaczyna się wysoki sezon... Idziemy więc do miasteczka. W dużej firmie Trust również nie ma małego auta, pani nam proponuje większe za 55€; no co to, to nie. Idziemy dalej. Część wypożyczalni samochodów jest zamknięta, bo to chyba jeszcze pora sjesty, więc zaglądamy do agencji, w której kupowaliśmy wycieczki. Jest tu oferta auta za 40€, więc też chyba drożej, za to na niedzielę, jak chcieliśmy.
Wieczorem, o 18.40 odbierają nas z przystanku i jedziemy do Zia. Droga pnie się serpentynami w górę, po ok 20 minutach jesteśmy na miejscu. Miejscowość jest niewielka, nastawiona jedynie na turystów przyjeżdżających na ten osławiony zachód słońca, są tu same knajpy i kilka sklepików z pamiątkami. Spacerujemy, oglądamy malutki kościółek, docieramy do najwyższego punktu miasteczka, po drodze sprawdzając menu w knajpach.













Chcemy dziś zjeść sea food. Szukamy, sprawdzamy, w końcu znajdujemy knajpę Avli z fajną ofertą i widokiem na morze, a więc i zachód słońca. Przypadkowo wchodzimy innym wejściem, omijając kolejkę oczekujących na wolny stolik. Kelnerka kieruje nas do małego stolika, zamawiamy sałatkę z pomidorów, 3,80€, kalmary, 9€ i krewetki, 12,90€ oraz litrowy dzbanek białego, domowego wina, 11€. Wino przynoszą szybko, natomiast na sałatkę czekamy 27 minut, a na dania ponad pół godziny. Pomidory są dojrzałe, soczyste, pachną słońcem. Kalmary są dobrze przyrządzone, miękkie i smaczne, Maciej mówi, że najlepsze, jakie jadł. Moje krewetki są ogromne, king size po prostu, mięciutkie i delikatne. Jedzonko pyszotka. Na koniec Maciej bierze jeszcze kawę po grecku, malutką filiżankę mocnej, czarnej jak smoła kawy. Płacimy 34,30€. I zachód słońca, faktycznie zjawiskowy. Wielka, czerwona kula, chowająca się za wyspą i zatapiająca się w morzu.



















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz