Dziś jest numer. W czwartek zamawiamy auto w Tigaki Express, gdzie kupiliśmy poprzednie wycieczki, pani miała do nas dzwonić wczoraj wieczorem albo dziś rano, a tu cisza. Po śniadaniu idziemy więc do biura, a biuro zamknięte. Pytamy w wypożyczalni motorów obok, pan dzwoni, nasze biuro nie odpowiada, zostawiamy mu nasz numer kontaktowy. Poirytowani wracamy do hotelu, no cóż, spędzimy ten dzień na basenie. A do Kefalos może pojedziemy jutro, lokalnym autobusem.
Rozkładamy się na basenie, kąpiemy się, a tu o 10.30 telefon z Tigaki. Pani się tłumaczy, możemy przyjść teraz do biura i załatwić auto. Szybka decyzja i idziemy. Na miejscu pani proponuje, że da nam auto na dziś i pół dnia jutro, ale okazuje się, że to jutro jest do 12 w południe. A jest już prawie 11, hmmm, ale interes. Dobrze, że ma inną propozycję - da nam auto na dziś do 22 i rabat 5€. Bierzemy auto na dziś za 35€. I jedziemy.
Na wycieczkę.
Na zachód wyspy.
Najpierw Antimachia, gdzie znajduje się jedyny czynny na Kos wiatrak, podobno.



Jedziemy do Kefalos, wjeżdżamy nad miasto, skąd roztacza się panoramiczny widok na miasto, modrakową zatokę i okoliczne wzgórza.









Ruszamy dalej. I znajdujemy uroczą plażę Limonias. Tu się kąpiemy, woda jest ciepła, jest super.








Oglądamy śliczny kościółek.





Rzut oka na Agios Theologos Beach i na menu w pobliskiej knajpie, pięknie położonej, z pięknym widokiem... nie, tu nie będziemy jedli ;p


Teraz Agios Theologos. Spodziewamy się klasztoru, zamiast tego kupujemy miód tymiankowy. Klasztoru nie ma.





Zjeżdżamy do portu w Kamari.





I szukamy jedzenia, bo czas najwyższy. Znajduję fajną ofertę w Cavos Taverna. Zamawiamy ośmiornicę vinegret i szprotki z frytkami plus białe wino domowe. Pyszności! Mówię to kelnerowi i pytam, czy mogę tu zostać forever. Sprawia mu to dużą radochę :)









Tankujemy auto za 15€ i jedziemy do Agios Ioannis. Z asfaltowej drogi wjeżdżamy w szutrową, ale ona mi się nie podoba, więc zawracamy. Jedziemy na Paradiso Beach, ale tu też nam się nie podoba, za dużo tu ludzi i za dużo parasoli.

Jedziemy na drugą stronę wyspy, do Volcania Beach, która okazuje się być najładniejszą plażą, z miękkim piaskiem, w dosyć dziką, jednak z leżakami i parasolami. Woda w morzu jest ciepła, przyjemna. Spędzamy tu ponad godzinę.



Ruszamy się. Po drugiej stronie jest Magic Beach, która jednak wcale nie jest magiczna i nas nie urzeka.





Jedziemy dalej, w poszukiwaniu świątyni Apollina, która wg GPS znajduje się w pobliżu Kartageny. Miejsce jest rozczarowujące, trochę kamieni, wykorzystuję więc sytuację i w ramach pocieszenia proponuję lody. Kupujemy je w piekarni o-ciastkarni na głównym deptaku Kartageny. Maciej bierze pistacjowe i czekoladowe, ja karmel i nutellę, 1,70€/kulkę. Spacerujemy nadmorskim bulwarem przy porcie, liżąc lody. Są pyszne, aksamitne, gałki są ogromne, ledwo je zjadam.









Kierujemy się w stronę Marmaris, po drodze zbaczamy z głównej szosy w Antimachia, by zwiedzić fortecę Joannitów, a właściwie jej ruiny. Jest ona dostępna za free, całkiem spora, roztacza się z niej fantastyczny widok na Kartagenę, port i morze. Fajnie tu.
















Nagle słyszymy jakiś hałas, wyskakuję z auta, a tu kozy idą i beczą. I dzwonią dzwoneczkami. Dziesiątki kóz, może nawet więcej niż setka.




Ledwo zdążamy na kolację. Wieczorem robimy jeszcze pamiątkowe zakupy i oddajemy auto w hotelu.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz