piątek, 30 czerwca 2017

Olbrzym u stóp Quito, Rucu Pichincha, 4696 mnpm

Budzimy się o 6.30. O 7.30 w restaurante Viena jemy desayuno za 2$/os.- grzanka z serem, omlet, kawa i sok. Dziś chcemy wejść na wulkan Rucu Pichincha.
Pichincha posiada dwa wierzchołki: Rucu, oznaczający w języku keczua 'staruszka', o wysokości 4696 mnpm oraz Guagua, czyli 'dziecko', 4784 mnpm.
















Ruszamy autobusem do Seminario Mayor i potem następnym prawie do teleferico. Każdy przejazd kosztuje 25 centów. Jednak do kolejki musimy dojść/dojechać; po drodze zaczepia nas jakaś laska i proponuje, by razem z nią podjechać taxi, cwaniara. Zapłaciłaby 4$, a tak wychodzi po 1$/os., gdyż dołącza do nas jakaś wielka Francuzka. Teleferico kosztuje 8,50$/os. de ida y vuelta. O 9.30 zaczynamy wspinaczkę, nie mam soroche, ale pewne problemy z oddychaniem, praca przy biurku, więc zero kondycji, o 13 jesteśmy na górze.




















Maciej wchodzi na sam szczyt, ja odpuszczam, gdyż jest to już wspinaczka skałkowa, a tego nie robię ;p Czekam na niego ok. pół godziny, pogoda się pogarsza, robi się dosyć zimno, trochę się denerwuję. W końcu przychodzi, cały z siebie zadowolony.






































Zaczynamy schodzić, co zabiera nam ok. 2h. Podziwiamy przepiękne  widoki i wulkany na Avenida de los Volcanes- Chimborazo, Ilinizas, Cotopaxi, Antisana, Cayambe.....





































W Ekwadorze uprawia się kawę, a w sklepach tylko rozpuszczalna Nescafe, pffff.














Wieczorem jemy obiad w lokalnym fast foodzie Caravana za jedyne 2,99$/os.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz