Wybieramy się dziś na wzgórze Monserrat, 3200mnpm. Wjazd kolejką linową
kosztuje 9500 COP w jedną stronę, a ponieważ pierwszy przejazd ma być dopiero o
12, postanawiamy wejść po 1500 kamiennych stopniach, jak wielu Kolumbijczyków.
Zabiera nam to ok. 2h. Towarzyszą nam uśmiechy lokalsów, ciekawe spojrzenia, a
jedna z dziewczyn, zaintrygowana naszymi niebieskimi oczami, zagaduje, by
zrobić sobie z nami foto. Pewnie już wrzuciła je na fejsa :p Zwiedzamy
współczesną bazylikę i oglądamy drogę krzyżową i schodzimy.
Nie minęła jeszcze doba, a już proponują nam kupno marychy lub koki ;<
W mieście zwiedzamy Museo Esmeralda, za wstępy płacimy zniżkowe 3500 i 2500 COP
dla profesoras i señores, ale samo muzeum to jakaś ściema; kilka gablot ze
szmaragdami i w dodatku zdjęć nie można robić. Za to można sobie kupić
szmaragdową biżuterię, ale jakoś mi się nie podoba, o cenach nie wspominając :p
Mieszkamy w starej dzielnicy, La Calendaria, pełnej starych budynków z czasów kolonialnych, choć zachowanych w różnym stanie. Są wspaniale odnowione i utrzymane, jak i zaniedbane, popadające w ruinę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz