Autobus jest spóźniony 30 min., przyjeżdżamy do Ipiales o 6.40. Podczas
podróży jest zimno jak w psiarni, zupełnie nie rozumiem, dlaczego oni puszczają
tę klimę na maxa przez całą noc?? A można było wziąć kocyk, o czym nie
wiedzieliśmy :p na szczęście fotele są komfortowe, więc śpimy dobrze.
W Ipiales też zimno, a jesteśmy na równiku!
0 6.55 bierzemy colectivo na frontierę za 1900 COP/os, potem, po przekroczeniu
granicy colectivo na terminal Tulcan za 75 centów/os. i o 8.20 autobus do Quito
za 6$/os. I znów kontrola policji antynarkotykowej, niektórzy muszą nawet
wysiąść ze swoim bagażem!
Ha, a potem my! Szukają chyba narkotyków, policjant wkłada łapę do środka, obmacuje plecy plecaka, na szczęście nie wywala nam ciuchów, bo jesteśmy spakowani na sztywno.
Jedziemy dalej, Panamericaną, przez malownicze góry, jedziemy i jedziemy.
Hałas, warkot silnika, smród spalin, ból głowy. Do Quito dojeżdżamy o 13 i
zaraz bierzemy trolejbus C5 do Ejido, gdzie przesiadamy się na autobus nr 1 i
wysiadamy na Plaza Chincha. Każdy przejazd kosztuje 25c/os.
Szukamy hostelu, ale nie ma nic, tylko jakieś drogie hotele za 65$/ pokój lub
hostal za 50$. W końcu znajdujemy hotel del Centro de Quito, gdzie pokój
kosztuje 26$/noc. Nadal trochę drogo, ale cóż, nie mamy wyjścia, nie chce nam
się już chodzić z tymi ciężkimi plecakami :p Pokój wielki, przestronny,
niby w kolonialnym stylu, ale chyba im nie wyszło, za to łazienka mała.
Bierzemy prysznic i idziemy zwiedzać. Wędrujemy wąskimi, biegnącymi w górę i dół uliczkami, ludzi tu sporo, ruch i gwar jak w ulu.
Sercem starówki jest Plaza de la Independencia, spory, ocieniony palmami plac, zwany potocznie Plaza Grande. Dominuje tu La Catedral Metropolitana, pozostałe pierzeje zajmują Palacio de Gobierno i nowoczesny Budynek Administracji Miejskiej. Na środku placu stoi statua wolności, wykonana z brązu i marmuru.
Wkrótce po założeniu miasta San Francisco de Quito w 1534 cała południowa część przyszłego Plaza Grande została podarowana kościołowi. Pierwszy czasowy kościół został tu wzniesiony z gliny wypełniającej drewnianą ramę, z dachem krytym strzechą w 1565. Katedra, uszkodzona w wyniku trzęsień ziemi, była trzykrotnie odbudowywana i remontowana. Ostatni kataklizm w 1987 zniszczył wiele kolonialnych zabytków. Wewnątrz można obejrzeć liczne dzieła sztuki, stworzone przez najlepszych artystów ze szkoły quitańskiej.
Wstęp do katedry kosztuje 2$/os.
La Iglesia de El Sagrario to duża, XVII wieczna kaplica katedralna, zwana również kościołem sanktuarium.
Palacio de Gobierno jest za darmo, za to sprawdzają paszporty :p i musimy stanąć w kolejce. Wchodzimy z grupą, miejscowi oddają hołd wystawionej w gablocie fladze. Prezydent mieszka i pracuje tutaj, więc wizyty są ograniczone do nieużywanych pokojów. Zwiedzamy gabinet, salę bankietową, pokój prezydencki i patio. Oglądamy wystawę poświęconą historii Ekwadoru i zgromadzone prezenty poprzedniego prezydenta, Rafaela Correi w ilości 11 tysięcy.
Na koniec
łapie nas burza, w końcu nas dopadła i nie możemy wyjść!, trwa 45 min. To dopiero ulewa, potoki
wody, ściana deszczu i wcale nie przechodzi.
Wreszcie udaje nam się wyrwać, skaczemy przez kałuże, przemykamy pod arkadami.
Na obiad w El Molino, malutkiej, taniutkiej knajpce dla lokalsów zjadamy menu
del dia za 2,30 $/os.