piątek, 24 lutego 2023

nocny autobus do Banaue

Dziś w nocy jedziemy autobusem do Banaue. W Manili właściwie zobaczyliśmy wszystko, co chcieliśmy zobaczyć więc dzień zaczynamy od basenu, zaraz po śniadaniu. Jesteśmy już spakowani, więc czas do check out spędzamy na basenie. Jest miło, a woda jest przyjemnie chłodna. O 12 zabieramy bagaże z pokoju i zostawiamy w przechowalni.

 




Jak nam się już basen trochę znudzi, wychodzimy na miasto. Spacerujemy po tych samych uliczkach, co wczoraj i oglądamy te same rzeczy, co wczoraj, ale..... Ale i tak jest ciekawie. I lepiej spacerować sobie niż siedzieć cały dzień na basenie. Przy okazji odkrywamy nowy, ładny park, tuż koło pola golfowego.


 
























Bezdomność w wielkim mieście. A obok pole golfowe.















I te fascynujące kable. Ciekawe, kto i jak to ogarnia??






Szaszłyki z wnętrzności kurczaka, po 7PHP.



Dodatki do nie wiadomo czego.



Dom i wejście do domu.











Filipińczycy segregują śmieci.





Koguty są cenne, gdyż biorą udział w walkach, dlatego przywiązane są sznurkiem.













I jeszcze raz manilska katedra.







Zaglądamy na pobliski market, gdzie stoją stragany z jedzeniem. Ludzie chętnie z nami rozmawiają.










I kościół św. Augustyna, jedna z najstarszych świątyń w mieście. Znajduje się ona na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Obecna świątynia jest trzecią budowlą wzniesioną na tym miejscu, poprzednie dwie zostały strawione przez pożary. Jest to najlepiej zachowany historycznie kościół w mieście, gdyż obecna konstrukcja pochodzi z roku 1607 i przetrwała większość trzęsień ziemi, jakie nawiedziły to miasto przez setki lat.

















Po drodze odkrywamy nowy, ładny park.










Pora wracać.





















Jesteśmy już w hotelu i resztę czasu do wieczornego wyjazdu spędzamy na basenie.
 














O 19 zaczynamy łapać taksówkę, jednak musimy się trochę potargować, gdyż kierowca za przejazd na terminal Ohayami w dzielnicy Sampaloc chce dostać 500PHP, my chcemy dać 300PHP, ale prawie obraża się i chce odjeżdżać, więc krakowskim targiem staje na 400PHP, co i tak wydaje się kwotą zawyżoną, gdyż jedziemy tam ok. 25 minut. Terminal to mocne słowo, mieszczą się tu zaledwie 4 autobusy. W kasie odbieramy bilety, które zakupiliśmy jeszcze w Polsce przez ich stronę internetową. Zapłaciliśmy 842PHP/os.
 








Mamy jeszcze sporo czasu, więc postanawiamy zjeść coś przed 10-godzinną podróżą. Maciej z Waldkiem znajdują niedaleko uliczną knajpkę, a raczej knajpki, prowadzone przez jedną rodzinę, w których można kupić różne jedzenie. Wybieramy buttered cream dory, rybę z grilla w maślanym sosie, 80PHP, ale jest lekko surowa, ramen, 60PHP i stir fry noodles, 60PHP. I do tego dwie lemon tea, po 14PHP. Tanio i smacznie. I najadamy się.
 
















Wracamy na terminal, jeszcze musimy poczekać, gdyż autobus odjeżdża o 22. Ledwo ruszamy, a już zasypiam. Śpię godzinę i budzę się. Jedziemy przez wioski i miasteczka, które tętnią życiem, ludzie siedzą w knajpach, sklepiki są otwarte. Na drodze spory ruch, jadą motocykle, jeepneye, autobusy, ciężarówki. Zasypiam. I znowu budzę się po godzinie. Potem znowu udaje mi się zasnąć, ale autobus nie jest zbyt wygodny do spania.







Przed 5 rano w przydrożnej knajpie zjadamy gorące mami, czyli rosół z makaronem i plastrami mięsa z kurczaka, 50PHP. I to jest bardzo dobry pomysł.
 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz