Wyjeżdżamy o 18 minut później niż planowaliśmy, ale i tak jest dobrze. I wreszcie pojawia się słońce i jest ciepłej niż wczoraj. Dziś mamy 450 km do przejechania i trzy miejsca do zwiedzania. Pierwsze to zamek Corvin, węgierskiej rodziny Hunyadi. Jedziemy autostradą, potem drogą lokalną, ale już niedaleko zamku jest zakaz wjazdu w uliczkę prowadzącą do niego i GPS kieruje nas idiotycznie- stromą, wąską, kamienną dróżką, podczas podjazdu kamyki ślizgają się pod kołami. Jest naprawdę stromo i wąsko. W końcu jest już tak źle, że postanawiamy się wycofać. To oznacza, że tą stromą i wąską dróżką będziemy zjeżdżać tyłem! Ze strachu zamarłam. Ale Maciej jest naprawdę świetnym kierowcą i dał radę. Ja bym uciekła. Zjeżdżamy, parkujemy gdzieś przy płocie i kawałek musimy podejść, tą uliczką z zakazem wjazdu. Na miejscu okazuje się, że pod zamkiem jest parking; można tu przyjechać z drugiej strony. Wstęp dla emerytów kosztuje 4 lei, normalny 14 lei, ah lubimy być emerytami ;) Sam zamek jest wspaniały, położony na wzgórzu, otoczony fosą i świetnie utrzymany. Chodzimy po krużgankach, zaglądamy do komnat i lochów, spacerujemy po dziedzińcu, robimy zdjęcia, zwiedzanie zajmuje nam 40 min. Potem zaglądamy do niewielkiego muzeum archeologicznego i jeszcze mniejszego etnograficznego, to 15 minut i jedziemy dalej.










Po drodze znowu cygańska wioska z cygańskimi pałacami, jest ich tu kilkadziesiąt. Oo rany! są przerażająco kiczowate!

Drugie miejsce na dziś to rzymskie ruiny Colonia Ulpia Traiana de Sarmizegetusa. Wstęp kosztuje 14 lei, dla emerytów 4 lei. Fajne, położone na polu, są tu pozostałości amfiteatru, różnych świątyń, forum, bazyliki, kurii i domu urzędnika podatkowego.








.jpg)

Trzecie miejsce do zwiedzania to Sarmizegeteusa Regi, czyli ruiny stolicy Daków, protoplastów Rumunów. Położone jest w lesie bukowym, porastającym okoliczne wzgórza. Zostawiamy auto na parkingu i musimy jeszcze dojść brukowaną drogą, która pnie się łagodnie w górę, co zabiera nam 10 minut. Wstęp kosztuje 5 lei dla emerytów i 15 lei normalny i musimy się wykłócać o naszą emerycką ulgę, po skruszeniu oporu pana biletowego jednak ją dostajemy. Miejsce jeszcze fajniejsze niż poprzednie, z pozostałościami kamiennej drogi, świątyń i kręgu modlitewnego.





Musimy dojechać na nocleg do Curtea de Argeş. Jedziemy szosą w stronę Bukaresztu, ruch jest duży, bo to piątkowe popołudnie. Zajeżdżamy jak jest już zupełnie ciemno. No ale dziś były odległości. Nocleg mamy w Villa San Nicoara, dużym domu w centrum miejscowości. Pokój jest nieduży, z balkonem i malutką łazienką. Ładnie i czysto.


Na obiad idziemy do pobliskiej knajpy Curtea Veche, poleconej przez gospodarza. Zamawiamy piwo Ursus, 6 lei za 400ml, bo pić nam się chce. Do jedzenia bierzemy zupę rybną z karpia za 15 lei, marynowane i pieczone żeberka wieprzowe z pieczonymi ziemniakami, nadziewanymi serem, za 45 lei, to Maciej, a ja pastrami z owcy zapiekane w żeliwnej patelni z surówką z modrej kapusty, za 34 lei do tego litrowa karafka czerwonego wina Budureasca za 25 lei. Wszystko pięknie, ale danie dostaję na talerzu, a gdzie jest moja żeliwna patelnia? - konsultuję moje danie z kelnerem, który twierdzi, że wszystko w porządku i tak ma być. No ale jak w porządku, jak nie w porządku?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz