Od rana jedziemy do Bran, gdzie na wysokiej skale znajduje się zamek Drakuli. Wstęp kosztuje 35 lei dla 65+ i 45 lei dla mnie. Parking przy zamku 5 lei/h i wystarczy. Zamek jest malowniczy, pełen zakamarków, schodów, tajemnych przejść i krużganków. Wyposażony jest w rozmaite sprzęty z epoki, meble, piece, naczynia. W kilku pomieszczeniach pokazywana jest prezentacja multimedialna o dawnych czasach, wilkołakach, centaurach i Drakuli. Dodatkowo można kupić bilety za 20 lei do time tunnel, ale my już nie chcemy.









Jedziemy teraz do zamku Rasznov, płacimy za parking aż 12 lei i po 6 lei za traktorowy pociąg, który zawozi nas na górę. Zamku nie można zwiedzać, gdyż jest w remoncie, można go tylko obejrzeć z zewnątrz. Ale miały być ogrody zamkowe do zwiedzania za free, tylko że ich nie ma. Remont ma kosztować 20 mln lei, z czego Unia pokrywa 13 mln.








Następnie udajemy się do Poiana Braszov, znanej stacji narciarskiej. Tu robimy spacer, a później zjadamy mini lunch i wypijamy ciemne piwo na pół.


W Prejmer zwiedzamy luterański kościół obronny, wybudowany w stylu romańskim, otoczony fortyfikacjami, wstęp 15 lei, bez zniżki dla seniorów. Można zajrzeć do kilku cel, w których urządzono ekspozycje ukazujące klasę szkolną, warsztat tkacki czy ciesielski. Kościół jest surowy, zbudowany na planie krzyża.













I wracamy do Braszov. Zostawiamy auto pod blokiem i idziemy do centrum. Zabiera nam to pół godziny, a nogi już bolą. Oglądamy starówkę i Czarny Kościół, wstęp 10 lei dla emerytów, zbudowany przez Sasów siedmiogrodzkich w stylu późnogotyckim w XIVw. Jest to największa budowla sakralna w Rumunii, mierzy 89 m długości i 38 m szerokości. Kościół swoją nazwę zyskał po wielkim pożarze, który strawił niemalże całe miasto. Miało to miejsce w 1689 roku, świątynia wtedy mocno ucierpiała, a jej elewacja została opalona i okopcona.





Na rynku, na deptaku tłumy, w knajpach pełno ludzi. Niestety, serwują głównie pizza/pasta/burger, a my chcemy coś lokalnego.







W bocznej uliczce znajdujemy knajpę Ursul Carpatin, gdzie zamawiamy mici lub też mititei, czyli tradycyjne kiełbaski z mielonego mięsa z frytkami, 26 lei i carnaciori de casa afumati, czyli wędzone kiełbaski domowe z frytkami, 27 lei oraz piwo po 8,50 lei/litr. Jedzenie jest smaczne, szkoda tylko, że zrobiło się już dosyć zimno. Płacimy 70 lei. Wracamy autobusem 3 przystanki na gapę, bo nie mamy biletów.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz