Piękny dziś dzień. Po drodze jedziemy jeszcze do Leroy po srebrna taśmę, żeby można było skleić ten błotnik, jak się zacznie rozpadać. Sklep jest przeogromny, o wiele większy niż nasz. Potem już sprawnie wyjeżdżamy na autostradę w kierunku Bukaresztu. W Sinaia zatrzymujemy się, by obejrzeć bajkowy zamek Peles. Bilet normalny kosztuje 80 lei, a ulgowy 40 lei, dużo, ale to i tak bez znaczenia, bo w poniedziałki i wtorki jest zamknięty. Oglądamy go więc z zewnątrz, jest naprawdę uroczy. To letnia rezydencja rumuńskich monarchów. Pałac jest pięknie usytuowany, w samym środku parku z którego rozciąga się świetna panorama na góry. Sam pałac zachwyca a przepych z jakim został wykończony oszałamia.





Później idziemy do drugiego, mniejszego zamku Pelisor, który posiada 99 pokoi, a jednym z najciekawszych jest Złota Sypialnia. On również jest dziś nieczynny. Wracamy więc do auta i jedziemy dalej.








Do stolicy zajeżdżamy tuż po 14, znajdujemy nasz hotel, Foisor, jest całkiem porządny, pokój ładny i czysty, łazienka ok. Obsługa mówi po rumuńsku, ale dajemy radę.



Jedziemy do centrum, tramwajem, przejazd 3 lei. Tramwaj jest stary, a szyny dziurawe, więc trzeszczy i kolebie się na wszystkie strony.

Wysiadamy przy Piata Uniri i idziemy w stronę Pałacu Parlamentu, po drodze wypijając piwo w pubie Oktoberfest, 8,50 lei/pół litra, bo jest strasznie gorąco i pić się chce. Chcieliśmy wypić cappuccino, ale kelner chciał zaświadczenie o szczepieniu, a nam się nie chciało pokazywać. Nie to nie. Chcieliśmy usiąść na zewnątrz, ale to nie miało znaczenia.



Pałac Parlamentu to ogromny budynek o łącznej powierzchni zabudowy 830 tysięcy m², aktualnie jest jednym z największych budynków na świecie Pałac nawiązuje do budynków neoklasycystycznych o eklektycznym charakterze. Podzielony jest na 3 części, każda z nich różni się przeznaczeniem. Posiada około 1100 pomieszczeń, w 440 z nich mieszczą się biura, ponadto znajduje się tu 30 wielofunkcyjnych sal, 4 restauracje, 3 biblioteki, dwa parkingi podziemne, jedna sala koncertowa. Jest tu 12 nadziemnych kondygnacji, pod ziemią znajduje się osiem poziomów, z których cztery wciąż nie są wdrożone do eksploatacji. Budowla wykonana jest w całości z materiałów pochodzących z Rumunii. Podczas budowy zużyto milion metrów sześciennych marmuru pochodzącego z Siedmiogrodu, trzy i pół tysiąca ton kryształu do skonstruowania 480 żyrandoli (największy z nich waży 2,5 tony)[4], na sufitach zamontowano 1409 mniejszych punktów świetlnych, wykorzystano 700 tysięcy ton stali i brązu do wykonania monumentalnych drzwi i okien, do pokrycia drewnianych posadzek i parkietów zużyto 900 tysięcy m³ drewna. Ponadto wnętrze upiększono kosztownymi dywanami zajmującymi powierzchnię 200 tysięcy m². Obchodzimy go, to znaczy chcemy go obejść, ale to jest tak daleko, że rezygnujemy.

Spacerujemy jeszcze po starówce, ale nie jest to prawdziwa starówka i nie ma tu nic ciekawego. Królują tu ogromne, monumentalne budynki rządowe, będące przykładem architektury stalinowskiej.













Wracamy tramwajem i w okolicy naszego hotelu idziemy zjeść kolację. Polecono nam restaurant Cuptorul cu Lemne, ale to pizzeria, a my chcemy zjeść lokalne jedzenie. Zanim podadzą nam menu, kelnerka żąda certyfikatu szczepień, mimo że siedzimy na dworze. Ha, a menu jest po rumuńsku! I kelnerki raczej słabo mówią po angielsku. Nasze próby porozumienia się wywołują rozbawienie innych gości. W końcu wybieramy coś lokalnego, zobaczymy z jakim skutkiem. Wreszcie przynoszą nam jedzenie, jest dobrze, Maciej dostaje tigaje de barbacut, czyli smażone na patelni mięso, kiełbaski i papryki i ziemniaki zamiast mamałygi, a ja dwie kiełbasy z plastrami bekonu i frytkami, do tego mamy po miseczce ogórków oraz piwo Silva, ja jasne, Maciej ciemne. Płacimy 83 lei.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz