poniedziałek, 30 września 2024

trek dookoła Manaslu, dzień 5; Deng 2095 mnpm - Ghap 2140 mnpm

Zaspaliśmy! Z wczorajszego zmęczenia?
Na śniadanie mamy tosty ze smażonymi jajkami, jestem w stanie zjeść tylko połowę. To nepalskie jedzenie jest okropne.







Wychodzimy o 25 minut później niż planowane. Idziemy kamienną ścieżką, kamiennymi stopniami, przez wiszące mosty. Idzie mi się - mimo upału - bardzo dobrze, wszyscy mówią, że szybko chodzę. Za to Maciej idzie jak ślimak, bardzo wolno i ciągle się zatrzymuje. W związku z tym Bijay zmienia plany i nie idziemy dziś do Namrung tylko do Ghat. Jesteśmy tu tuż przed 15 i będziemy nocować w bardzo ładnej lodgy.





























































Wczoraj zaczęliśmy używać lokalną wodę z kranu, do której dodajemy tabletki uzdatniające i calcium dla poprawy smaku, w związku z czy po południu nieźle mnie przeczyszcza. Ciepłej wody nadal nie ma, więc biorę tylko umowny zimny prysznic, bez mycia głowy.





Siedzimy w pięknym ogrodzie, odpoczywamy, popijając małe piwko Ghorka. Wieczorem na kolację jemy veg pizzę i veg noodle soup i o 22 idziemy spać.








niedziela, 29 września 2024

trek dookoła Manaslu, dzień 4; Jagat, 1340 mnpm - Deng 2095 mnpm

Dziś znowu dostajemy w d*pę. Jeszcze bardziej niż wczoraj. Wyruszamy o 8.20, dzień jest piękny, słoneczny i ciepły. Jesteśmy pełni optymizmu, mamy do przejścia 6-7 godzin.















Droga pnie się lekko w górę, ale już niedaleko okazuje się, że jest zarwana i musimy ją obejść górą. I tak zamiast 10 minut obejście zabiera nam 45 minut. A to dopiero początek. Po drodze takich osuwisk będzie mnóstwo, są one trudne do przejścia i niebezpieczne, więc musimy bardzo uważać. Czasem musimy przeczekać spadające kamienie, często przechodzimy przez strumienie i wodospady. To wszystko sprawia, że czas przejścia bardzo się wydłuża.







































Tańczą wokół mnie motyle... żółte, pomarańczowe, czarne, brązowe. Po kamieniach biegają grube jaszczurki. Widoki są przepiękne. Jest cudnie.
Przechodzimy dziś przez 5 mostów wiszących.











Koło południa zatrzymujemy się na lunch i zamawiamy zupę pomidorową, a właściwie wodę pomidorową, 400 Rs/porcję. Po długim, zbyt długim odpoczynku idziemy dalej. Idę dobrze, jednak Maciej ma problemy, gdyż źle mu się idzie w upale. Idzie bardzo wolno i ciągle odpoczywa.



















































Potem robi się mniej fajnie, gdyż zapada zmrok, a jeszcze mamy kawał drogi. Ostatni odcinek przechodzę w godzinę, zamiast 1h 15, tak mi się spieszy, żeby dotrzeć do celu. Doprowadza mnie młody chłopak Sonan, z którym po drodze miło rozmawiam.
Cała trasa zabiera mi 10 godzin, Maciej idzie półtorej godziny dłużej i ledwo dociera. Jest wykończony.





W prysznicu nadal zimna woda, więc włosy nadal nieumyte; ciekawe, jak długo. Na kolację bierzemy jedną porcję veg curry z ryżem, 650 Rs i dzbanek lemon tea. Wcześnie idziemy spać, ale co z tego, jak nie mogę zasnąć do pierwszej.