wtorek, 24 września 2024

kolejna wyprawa, etap drugi, Łódź - Warszawa, etap trzeci, Warszawa - Monachium i etap czwarty, Monachium - Delhi

Kiblujemy w Łodzi Fabrycznej przez trzy godziny w środku nocy, ale czas mija szybko, przerywany od czasu do czasu upiornymi komunikatami, że wykryto zagrożenie i mamy się ewakuować. Cóż, zakładamy, że to jakieś ćwiczenia. O 3.30 przyjeżdża Flixbus i zabiera nas do Warszawy. Tu już jest więcej pasażerów, ale nadal wygodnie, nie to co podczas przejazdów do Berlina.
Na Okęciu jesteśmy o 5.30, na szczęście dla naszych tobołów są wózki. Jedziemy do hali i od razu robimy check in. Pan, który nas obługuje jest miły i nadaje mój i Macieja bagaż razem, bo mamy wspólną rezerwację. Moja torba waży 23,5 kg, Macieja plecak 14,5 kg, co razem daje 48 kilo! Nigdy w życiu nie mieliśmy jeszcze takich ciężkich bagaży! Zjadamy kanapki, czekając na security, które przechodzimy bez problemów, jakich ostatnio doświadczaliśmy w Berlinie.
 




Oczekujemy na lot do Monachium. Lecimy malutkim, nieznanym nam samolotem CRJ 900. Lot trwa półtorej godziny i podczas niego serwują zimne i ciepłe napoje i czekoladkę. W Monachium przechodzimy przez kontrolę paszportową, zaglądamy do duty free i właściwie za chwilę jest boarding. Jest tu dużo Indusów, którzy są lekko podenerwownani podróżą, ale obsługa opanowuje ich emocje.































Wsiadamy na pokład wielkiego bydlaka, dwupokładowego Airbusa A380, zawsze chcieliśmy takim polecieć. Mieści on 509 osób i ma 10 miejsc w rzędzie. Podczas check in dostaliśmy miejsca 81 A i B i zastanawialiśmy się, co to za samolot, czy będziemy jeszcze w nim siedzieć, czy za ogonem, haha. Jednak samo miejsce trochę rozczarowuje, ekran monitora jest mały, wybór filmów niewielki, działają jakby im się nie chciało i nie mogę znaleźć gniazda do ładowania telefonu. Za to obsługa - ekstra klasa!
















Najpierw serwują Kracker mix, potem napoje - biorę gin & tonic i sok pomidorowy, potem wybór trzech dań na lunch, bierzemy krewetki - krewetki! - z marynowanym tofu i ryżem, do tego białe wino i kawę. Po lunchu idziemy zwiedzać samolot, wchodzimy schodami na górę, tu znajduje się niewielka klasa ekonomiczna i Business Class, wracamy na swoje miejsca i wkrótce zasypiam.















Budzę się po prawie trzech godzinach i niedługo serwują kolację. Tu już nie ma wyboru, wszyscy dostają Katti roll Kurchan, czyli w wrapa z miazgą warzywną, niestety, dla mnie too spicy i nie daję rady zjeść całego. Piwko i kawa do tego. Obsługa jest bardzo sympatyczna, świetnie mówią po angielsku.




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz