poniedziałek, 6 lutego 2017

przy stole w Vionnaz

Śniadanie. Pamiętamy, żeby nie jeść za dużo, bo zaraz midi=lunch=obiad :p 
Idziemy do cavy (piwnicy) w sąsiednim domu po szu kru, czyli kiszoną kapustę; zawsze fascynuje mnie ta wielka beczka, w której aktualnie jest 270 litrów czerwonego wina!! :D Potem jedziemy do sklepu, po drodze zaglądamy na budowę wielkiego domu Patrica i Flaviena, który miał być ukończony na Gwiazdkę. Oczywiście, nie było to możliwe, nawet w Szwajcarii... Wielkie przestrzenie (ciekawe, kto to będzie sprzątał?) i stan surowy, ale montują już meble kuchenne; co ciekawe, malować ściany będą później :p                         

















W południe zasiadamy do stołu i nie ruszamy się od niego do 17! Przychodzą dwaj kumple, Mario i Jack, których nie znamy. Przyjeżdżamy tu od kilkunastu lat i ciągle poznajemy kogoś nowego :) To ilu oni mają tych kumpli??
Najpierw apero- vin blac, sery vaschrein i gruyere, kiełbasa z sarny i couchon sauvage, czyli dzika świnia. Potem konkrety- ziemniaki w mundurkach, zasmażana kiszona kapusta i rozmaite wyroby ze świni- boczek, baleron, ozór, kiełbasy. Smaczne, proste, wiejskie jedzenie, ale staramy się nie jeść dużo. Od tego siedzenia przez 5 godzin na twardej ławie pupa mi się spłaszczyła. Aaaaaaaaaaaa!














Wieczorem o 20 przychodzi Muriel i Andre, którzy z Simone i Charly byli w Polsce we wrześniu 2016. Znowu białe wino i sery na apero, a potem fondue. Charly umie je robić, jest dobrze doprawione i ciągnie się we właściwy sposób ;)















Towarzyszą nam ich wielkie, stare koty- Titus i Crocki.















uuuh, ale jestem obżarta!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz