Po śniadaniu robimy spacer do starej, kultowej dzielnicy San Telmo, charakteryzującej się kolonialną zabudową. Znajdują się tutaj liczne kawiarnie, salony tanga i sklepy z antykami. I piękne kamienice, piękne murale. Kolorowo. Klimatycznie tu...
Zaglądamy na mercado, które właśnie się otwiera i idziemy w stronę doków.
Są pięknie wyremontowane i znajdują się w nich restauracje i kawiarnie. Przy nabrzeżu cumuje żaglowiec, a właściwie fregata Presidente Sarmiente, która jest teraz muzeum.
Wracamy do hotelu, bierzemy plecaki, robimy check out i wymieniamy po 100$ na parę na 100.000 ARS. Idziemy na przystanek i autobusem 33 jedziemy na lotnisko Newbury. Check in, nadajemy duże plecaki: mój waży 11,5 kg, Macieja 11 kg, Agaty 15,5 kg, a Pawła 15 kg. Cwaniaki! Ciekawe, co tam mają. Zjadamy wcześniej kupione empanadas i lunch mamy z głowy. Internet włącza się automatycznie i śmiga.

Nasze zakwaterowanie tutaj to apartament w małym domku, salon z kuchnią, sypialnia i łazienka. Jak się okazuje jest to ok dla dwóch osób, dla 4 jest mniej wygodne, zwłaszcza drugie spanie na kanapie w salonie.
Schodzimy do miasta, musimy ogarnąć sprawy wycieczkowe i transportowe. Kupujemy wycieczkę katamaranem po kanale Beagle, dowiadujemy się, gdzie kupić bilety do Punta Arenas i w ulicznej przyczepie zamawiamy lomito completo czyli wielką bułę ze wszystkim- mięsem, szynką, serem, jajkiem, pomidorem, 6000 ARS, do tego kubeczek sprite'a, zjadamy ją na pół i jesteśmy najedzeni. Po drodze kupujemy produkty na śniadanie, bo oferta noclegu jest bez jedzenia oraz piwo Beagle na wieczór. Zmęczeni jesteśmy tym długim, intensywnym dniem i podróżą na koniec świata....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz