Lądujemy w Buenos Aires o czasie (pomijając fakt, że o dobę później!), przechodzimy kontrolę paszportową i bezpieczeństwa (?!) i idziemy po odbiór bagaży. Mój jest pierwszy, za chwilę wjeżdża Agaty i Macieja, trochę musimy poczekać na plecak Pawła, na szczęście jest! Wychodzimy do głównej hali i szukamy change money. Kantorów nie ma, jest tylko Banco Nacion w jakiś strasznych zakamarkach, pamiętam, tu też wymienialiśmy pieniądze w 2018. I jest tu straszna kolejka, tracimy pól godziny. Za 100$ dostajemy 83.000 ARS, wymieniamy po 100$/os. Potem okazuje się, że nie jest to najlepszy kurs, pff. Doładowujemy również kartę Sube/Subte i już możemy ruszać. By dostać się do centrum bierzemy ubera za 14500 ARS.
Prognoza pogody wygląda optymistycznie....
Szybko docieramy do hotelu Luxor Plaza, zupełnie nie rozumiem tego pretensjonalnego nazewnictwa... Hotel jest 3*, 4-osobowy pokój przyzwoity i spory, ale łazienka mała. Płacimy za trzy noclegi, mimo iż jeden nam przepadł nie z naszej winy, tylko Delta Airlines, 269$, ale transakcja kartą nie przechodzi i musimy zapłacić gotówką. Potem okazuje się, że Revolut zablokował mi kartę, gdyż wykrył podejrzaną transakcję - płatność za jakiś hotel w Miami, dokładnie w tym momencie, gdy chcieliśmy zapłacić za hotel w Buenos. Ups! Mam problem.
Trochę się odświeżamy i idziemy na miasto. Zaczynamy od empanadas, a jakże, bo to pora lunchu, 450 ARS/sztukę.
Idziemy na Plaza de Mayo, oglądamy Casa Rosada, siedzibę prezydenta Argentyny i zwiedzamy El Cabildo, budynek burmistrza z czasów kolonialnych, gdzie zgromadzone są eksponaty z epoki, wstęp wolny.
Potem katedra metropolitalna, gdzie udaje nam się zobaczyć zmianę warty przed grobem generała San Martin. José Francisco de San Martín y Matorras (1778 -1850) to bohater narodowy Argentyny, Chile i Peru, argentyński generał i przywódca powstania południowych narodów Ameryki Południowej przeciw hiszpańskiemu panowaniu.
Na placu znajdują się dwa miejsca, poświęcone ofiarom junty z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku oraz współczesnych ofiar policyjnego terroru, jak to jest napisane.
Idziemy Avenida de Mayo, szeroką aleją, wzdłuż której rosną drzewa i przy której znajdują się piękne, secesyjne budynki. Jest tu też kultowa kawiarnia Cafe Tortoni, do której ustawiają się kolejki. Jest tak również i dzisiaj, a nam się nie chce czekać. A trzeba było, bo jutro kolejka będzie trzy razy dłuższa.... Policja - jak widać - jest przygotowana na ewentualne zamieszki.
Idziemy pod obelisk upamiętniający 400-lecie założenia miasta.
Wszędzie sprzedają empanadas, z rozmaitym nadzieniem.
Zbliża się pora kolacji, po przeanalizowaniu wielu ofert jemy ją w Glú! Bar, zamawiamy 4 porcje bife de chorizo, po 7700 ARS dwie capirinie z marakują, po 3000 ARS i dwa litrowe piwa w cenie jednego, po 3000 ARS, razem płacimy 24.044 ARS, czyli mniej więcej 24 US$, za tyle jedzenia, dla czterech osób, tanioszka.
Zamawiam nową, wirtualną kartę Revolut, jednak nie mogę jej użyć, gdyż mój telefon nie ma NFC, cokolwiek to znaczy, więc nie obsługuje tej karty. Ups! Mam problem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz