środa, 8 lutego 2017

droga powrotna

Ruszamy o 8.45, pożegnawszy się z Simone i Charly 'a la prochaine'. Pewnie będzie to niedługo...















Przed 11 jesteśmy na granicy, gdzie zatrzymuje nas niemiecka policja, która każe nam pokazać Ausweiss i ucina sobie krótką pogawędkę, życząc nam na końcu 'Gute Fahrt nach Hause'. Na szczęście nie interesuje się bagażnikiem; gdyby go otworzyli mocny zapach pleśniowych serów pewnie by ich zabili :p Hehe Dobrze jest znać niemiecki! :)
Cały czas pada. Brzydko. Straszny ruch. Wyścigi ciężarówek, jak zwykle. Horror!
Przy autostradzie już od Szwajcarii wycinka chaszczy, a za Karlsruhe wiosna. Słońce.















Od Hof mgliście i ponuro, temperatura spada do -4*, na drzewach szron. Zatrzymujemy się w Leuna koło Leipzig, by kupić winko i zjeść chińszczyznę w Cocos, który opisałam na Trip Advisor. Dobrze, smacznie i tanio.
















Mimo wielkiego ruchu jedzie nam się dobrze, jadę od Lipska aż do granicy, droga mija szybko aż do Nowego Tomyśla, gdzie wywalają nas z autostrady. Korek przeogromny, nikt nic nie wie, a policja kieruje cały ruch na drogę krajową. Później okazało się, że jakiś zidiociały, rozwydrzony 13-letni gówniarz poinformował o podłożeniu bomby w jakimś busiku. Ale dlaczego nie skierowano auta na parking, by go sprawdzić, tylko zablokowano autostradę i to w obie strony?? Tego już się nie dowiemy :( W związku z tym incydentem jesteśmy w domu godzinę później niż przewidywaliśmy...



Pierre-Andre et Gaby

Kolejny pochmurny dzień. Ale taki widok z okna :) Przed południem jadę z Simone na zakupy do Monthey; koniecznie chce kupić cadeau dla Madzi i Tomaja. Chodzimy po centrum handlowym Placette, w końcu znajdujemy czerwone kubeczki z białym krzyżem.















Na midi jemy... stek z konia, to typowe w Szwajcarii.














A wieczorem odwiedzamy naszych starych znajomych, Pierre-Andre i Gaby. Bardzo się cieszą z naszej wizyty i oczywiście też z wielkiej paki krówek i flaszki wódki dębowej. Siadamy do stołu i po przystawce, nie no nie wierzę- zestaw świńskich mięsiw i kiełbas, kiszona kapusta i ziemniaki!! Umówili się, czy co? :p Chyba mamy problem z ponownym zjedzeniem tej potrawy, mimo iż jest smaczna... Mówią, że to typowe szwajcarskie danie zimą. No cóż....


poniedziałek, 6 lutego 2017

przy stole w Vionnaz

Śniadanie. Pamiętamy, żeby nie jeść za dużo, bo zaraz midi=lunch=obiad :p 
Idziemy do cavy (piwnicy) w sąsiednim domu po szu kru, czyli kiszoną kapustę; zawsze fascynuje mnie ta wielka beczka, w której aktualnie jest 270 litrów czerwonego wina!! :D Potem jedziemy do sklepu, po drodze zaglądamy na budowę wielkiego domu Patrica i Flaviena, który miał być ukończony na Gwiazdkę. Oczywiście, nie było to możliwe, nawet w Szwajcarii... Wielkie przestrzenie (ciekawe, kto to będzie sprzątał?) i stan surowy, ale montują już meble kuchenne; co ciekawe, malować ściany będą później :p                         

















W południe zasiadamy do stołu i nie ruszamy się od niego do 17! Przychodzą dwaj kumple, Mario i Jack, których nie znamy. Przyjeżdżamy tu od kilkunastu lat i ciągle poznajemy kogoś nowego :) To ilu oni mają tych kumpli??
Najpierw apero- vin blac, sery vaschrein i gruyere, kiełbasa z sarny i couchon sauvage, czyli dzika świnia. Potem konkrety- ziemniaki w mundurkach, zasmażana kiszona kapusta i rozmaite wyroby ze świni- boczek, baleron, ozór, kiełbasy. Smaczne, proste, wiejskie jedzenie, ale staramy się nie jeść dużo. Od tego siedzenia przez 5 godzin na twardej ławie pupa mi się spłaszczyła. Aaaaaaaaaaaa!














Wieczorem o 20 przychodzi Muriel i Andre, którzy z Simone i Charly byli w Polsce we wrześniu 2016. Znowu białe wino i sery na apero, a potem fondue. Charly umie je robić, jest dobrze doprawione i ciągnie się we właściwy sposób ;)















Towarzyszą nam ich wielkie, stare koty- Titus i Crocki.















uuuh, ale jestem obżarta!

niedziela, 5 lutego 2017

deszcz

No co to za pogoda??!! Pada deszcz, wręcz leje. Gdy tylko trochę przestaje, wychodzimy na mały spacer, by się dotlenić. Tylko Adrian ma radochę tupiąc w kałużach :p














Po południu, o 16.20 wyjeżdżamy do Szwajcarii. Całą drogę leje! Po dwóch godzinach jesteśmy w Evian i około 19 zajeżdżamy do Vionnaz. Tu- tradycyjnie- białe wino i sery na apero, a na kolację, też tradycyjnie- tranche au fromage, czyli jak troszkę się naśmiewając trąsz o fromasz :p To kawałek białego chleba, przesmażony na patelni z plastrem szynki i stopionego sera oraz jajkiem sadzonym. Smaczne, ale trochę ciężkostrawne :)




sobota, 4 lutego 2017

fondue i shopping

Właściwie nie wiem, dlaczego nie idziemy dziś na narty... może z powodu małej ilości śniegu, może dlatego, że miał padać deszcz. Tymczasem piękne słońce, więc idziemy z Adrianem na spacer do pobliskiego parku. Gdy Adrian ma poobiednią drzemkę jedziemy na zakupy, głównie w celu uzupełnienia naszej piwniczki o kolejne wina. Kupujemy czerwone Bordeaux i białego Sylvanera z Alzacji. Oraz duuużo różnych serów.
Po południu przylatuje drugi dziadek, dziadek Waldek z Białegostoku, więc czas spędzamy na rozmowach, głównie o polityce :p dobrze, że mamy podobne poglądy, więc się nie kłócimy, tylko dyskutujemy :)

























Wieczorem jemy fondue. To potrawa przygotowana z mieszanki roztopionego sera gruyere, ementalera i appenzellera, białego wytrawnego wina i kieliszka kirszu, wywodząca się z kuchni szwajcarskiej, ale także popularna we Francji. Jada się je w większym gronie, bezpośrednio z glinianego lub ceramicznego garnka, zwanego caquelon, zanurzając w roztopionym serze kawałki bagietki. Typowymi przyprawami do fondue jest czosnek, biały pieprz i gałka muszkatołowa. Do tego białe wino. Pycha!

czwartek, 2 lutego 2017

Sept Laux

Znów, tak jak wczoraj jesteśmy w stacji narciarskiej o 10.40, ale tym razem przyjechaliśmy do Sept Laux, którą chyba najbardziej lubimy. Jest to trzeci co do wielkości ośrodek narciarki w rejonie Dauphine z 20 wyciągami narciarskimi i 1 kolejką  oraz 37 trasami o łącznej długości 120 km.












 Niestety, ceny od zeszłego roku poszły w górę :(














Tu też kiepsko ze śniegiem, część tras jest zamkniętych, więc po małym rekonesansie jeździmy praktycznie po jednej trasie o długości 2,5 km, wjeżdżając na górę wyciągiem Chamois, który ma pewnie 1,8 km. Zresztą ta trasa to nasza ulubiona :) 





























Po południu wzmaga się wiatr, wieje mocno, z prędkością 15m/sek. Huśtamy się na kanapach.... Wieje tak, że robi się troszkę niebezpiecznie, ale wyciągowi uspokajają :p 



środa, 1 lutego 2017

znów Chamrousse

O 10.38 robimy pierwszy wjazd wagonikiem i jeździmy dziś do 16. Na początku jazda jest fajna, gdyż w nocy spadło trochę śniegu, pewnie jeszcze dosypali trochę sztucznego i ratraki to ubiły. Świeci słońce, a niebo jest błękitne. 































W ciągu dnia pojawiają się kamienie i już nie jest tak fajnie :p  Praktycznie jeździmy po jednej trasie, bo tylko jedna nadaje się do jako takiego jeżdżenia. Masakra! Z tym śniegiem to w tym roku to jakaś totalna katastrofa!! Nigdy nie było tak źle :(  a w Alpy jeździmy już od kilkunastu lat... Co śmieszniejsze, w Polsce jest teraz pełno śniegu, hahaha :D 



















Mnóstwo Polaków. Krzyczą. Tego też nigdy nie było. Polaków na stoku w okolicach Grenoble spotkaliśmy może ze dwa razy, nie więcej. Fakt, zwykle nie jeździmy w Chamrousse. Skąd oni się tu wzięli? I to w takich ilościach? Jest tu ich kilkudziesięciu, więcej niż Francuzów i wygląda na to że się znają. Jakieś biuro podróży?














Idziemy na piwo. Z takim widokiem :) To już nawet cena (6 Euro) nie przeraża tak bardzo :p 



























Narciarski dzień powoli zbliża się do końca...















I jeszcze po drodze zamek w Uriage. W rękach prywatnych. Czynny.