Śniadania są tu naprawdę smaczne i różnorodne.

Pojawiają się małpy, niektórzy goście - mimo zakazu - karmią je.




I jeszcze kwiatowe zdjęcia.




Tradycyjnie, z flagą.



Plaża hotelowa.


Pokój hotelowy musimy opuścić do 12, resztę czasu do transferu - z przerwą na obiad - zamierzamy spędzić na basenie Oasis Pool.

Później okazuje się, że samolot ma opóźnienie i to aż trzy godziny! No to zyskujemy dodatkowy czas na wakacjach i idziemy do Yasmine na piwo w happy hour.





A potem na pożegnalny obiad do Musa's Bendulla Food & Drinks, oczywiście krewetki!





No dobra, wracamy do hotelu i w lobby czekamy na transfer na lotnisko.


Tu musimy jeszcze zapłacić opłatę wyjazdową w wysokości 20 $/os. I przed 23 wsiadamy do samolotu. Lecimy Boeingiem 737. Jedzenia nie ma, picia nie ma, skandal. Nie cierpię czarterów! Na szczęście zabezpieczyliśmy sobie wiktuały, więc z głodu nie umrzemy. Udaje mi się trochę zdrzemnąć, ale nie jest wygodnie i generalnie lot mi się dłuży. Obsługa nie jest zbyt miła, a jeden ze stewardów chce zabłysnąć przed pasażerem i mówi, że w Brunei mierzy się nie PKB, tylko poziom szczęścia ludności. No cóż.... chodzi o Bhutan, nie Brunei, pffff. Oba kraje na B, oba w Azji i na tym się podobieństwo kończy. Aż mu chciałam powiedzieć, ale uciekł.




The skyline of Warsaw, całkiem imponujący widok.

A na Okęciu takie kolorowe drogowskazy, bardzo fajne.

Mimo opóźnienia startu samolotu o trzy godziny, pilot nadrabia w trakcie lotu godzinę, a my zdążamy na pociąg. Udaje nam się nawet wypić kawę w Macu na Zachodniej i łapiemy nasz pociąg. W Poznaniu jedziemy dwoma tramwajami, autobusem i potem pieszo. I jesteśmy w domu....
Niedługo następna wyprawa....