Świeci słońce, więc po śniadaniu wyruszamy na wycieczkę do St Hilaire. Organizując wycieczki staramy się, by jazda nie trwała dłużej niż pół godziny, zwłaszcza, gdy trzeba jechać serpentynami. Tak jest i dzisiaj. Parkujemy auto i sprawdzamy, co słychać u paralotniarzy. Akurat troje szykuje się do startu. To jest fascynujące, jednak ja sama wcale nie chciałabym spróbować. Chyba za bardzo się boję... Krótki rozbieg i wielkie, kolorowe skrzydła majestatyczne płyną w powietrzu.



















Idziemy na przechadzkę, najpierw brzegiem pola z przepięknym widokiem na Beldone, później wchodzimy w jesienny las.




Dróżka biegnie początkowo brzegiem urwiska, więc musimy uważać na dzieciaki, którym czasem głupoty chodzą po głowie, a potem schodzimy głęboko w las aż do górskiego strumienia. Nie chcemy wracać tą samą drogą, jednak powrotny szlak jest zamknięty, więc musimy poszukać innej trasy. Ta okazuje się całkiem przyjemna, szeroka i wygodna dla zmęczonych już małych nóżek naszych wnuków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz