wtorek, 19 stycznia 2016

ale nam się porobiło...

Pierwszy dzień na nartach, poniedziałek,  prawie kończymy. Maciej wylatuje na hopce i się przewraca. Nie może wstać. Wołam pomoc. Nadjeżdża secure (tutejszy GOPR) i toboganem zwożą go do stacji narciarskiej, a potem karetką do szpitala. Ja w tym czasie muszę przedostać się kilkoma wyciągami na drugą stronę góry,  a potem zjechać do stacji, gdzie mamy auto. Stąd jakiś facet zwozi mi auto i mnie, bo przecież nie umiem jeździć po serpentynach bez pilota i w dodatku zimą. Jakoś trafiam do Grenoble (ronda! autostrada!) i razem z Asią jedziemy do szpitala. Maciej ma złamaną kość biodrową i we wtorek po południu jest operowany. Zakładają mu blachy, śruby i kotwy. Ma częściową narkozę, więc słyszy,  jak mu piłują kości. Cały dzień się denerwujemy. Na szczęście operacja przebiega pomyślnie.  Wszystko jest w porządku. Teraz czuje się dobrze i dawkuje sobie morfinę. W szpitalu będzie do soboty lub poniedziałku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz