Chyba nie całkiem jesteśmy normalni, a już na pewno niezbyt komfortowi, a za
bardzo oszczędni :p Samolot mamy z Berlina, Schoenefeld o 16.40, a już
poprzedniego dnia wyruszamy w drogę. Wieczorem, po moich zajęciach (kończę dziś
o 20) przyjeżdża po nas Madzia i Tomaj; będziemy u nich spać, bo na 3.45
zamawiamy taksówkę na dworzec autobusowy. O 4.30 mamy Polskiego Busa do Berlina.
Całą drogę śpimy. Zajeżdżamy o 7.10, idziemy na
terminal i zaczyna się czekanie... Trochę czytam, ale potem rozładowuje mi się
kindle i już siedzę bezmyślnie gapiąc się na innych pasażerów. Takie siedzenie
jest bardzo ogłupiające, nic mi się nie chce robić, a w plecaku mam
przecież moje francuskie słówka ;)
Wreszcie możemy iść na securite. Ze mną wszystko ok, ale Maciej piszczy. Hehe, to piszczą jego śruby w biodrze :D
Wreszcie możemy iść na securite. Ze mną wszystko ok, ale Maciej piszczy. Hehe, to piszczą jego śruby w biodrze :D
W
samolocie też śpimy, budzimy się tuż przed lądowaniem. Na lotnisku
idziemy straszny kawał drogi, ale Maciej się uparł i nie chciał assistance. Nie
to nie ;p Niestety/na szczęście?, wprowadzono kontrolę dokumentów,
również na wyjściu, po locie; myślę, że jednak dobrze, w
świetle tego, co się ostatnio dzieje w Europie... Właściwie nie mam nic
przeciwko, mogę nawet stać w kolejce, skoro mam się czuć bezpieczna.
Krótko
czekamy na nawetkę, to autobus łączący lotnisko z Grenoble; jedziemy ok.
godziny, bilety kupiliśmy tydzień wcześniej przez Internet, 23 €/os. Na dworcu
czeka już na nas Asia :)))
Fajnie, tym razem wszędzie mieliśmy Internet, w Polskim Busie, na lotniskach w
Berlinie i Lyonie, a nawet w nawetce, lol!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz